#3 Nocny pszczelarz w krainie trolli
#3 – Nocny pszczelarz w jaskini trolli
SobĂłtka Metropolis
godzina 17:31
21 sekund
RozglÄ
daĹ siÄ nerwowo po pokoju, jakby szukaĹ spokoju ukrytego gdzieĹ w kÄ
cie. Lampka zapalona na komodzie migotaĹa delikatnym, zimnym, bĹÄkitnym ĹwiatĹem i oĹwietlaĹa policzek jego krĂłlowej drzemiÄ
cej obok. ZawiesiĹ na niej wzrok na chwilÄ i pogĹaskaĹ delikatne krÄcone blond wĹosy.
MuszÄ
byÄ dĹuĹźsze – powiedziaĹ sobie w gĹowie.
SpojrzaĹ na zegarek i wiedziaĹ Ĺźe ma jeszcze trochÄ czasu, lecz i tak przeczuwaĹ Ĺźe dziĹ wieczorem moĹźe pĂłjĹÄ coĹ nie tak, jakby chciaĹ. DziĹ wyznaczyĹ sobie ciÄĹźki temat. Ĺliski i cuchnÄ
cy temat, jak roczne zbuki rozbite na gĹowie pierwszoklasisty podczas ceremonii kocenia w szkole Ĺredniej.
Blee. Dobrze Ĺźe wspomnienia nie ĹmierdzÄ
– mruknÄ
Ĺ pod nosem.
RuszyĹ ciÄĹźki tyĹek z wyra i zaczÄ
Ĺ siÄ szykowaÄ.
Kuchnia nocnego pszczelarza

Zdecydowanym krokiem ruszyĹ na dolne piÄtro. Drewniane schody skrzypiaĹy, lecz lubiĹ ten dĹşwiÄk i ich ciepĹo pod stopami. Na parterze czekaĹ juĹź ich prywatny alarm. MĹoda suka, imieniem Rozi. Rozdarta bestia, ktĂłra lubi budziÄ domownikĂłw o 5 rano, obwieszczajÄ c Ĺwiatu, Ĺźe juĹź nie Ĺpi i jest gotowa wybiec przed dom na porannÄ toaletÄ.
No suczysko, przynieĹ zabawkÄ – odezwaĹ siÄ do niej, a ona z radoĹciÄ pobiegĹa po zabawkÄ. Pomimo tego Ĺźe byĹ dla niej surowy, podziwiaĹ jÄ za to Ĺźe o kaĹźdej porze dnia i nocy z radoĹciÄ witaĹa siÄ ze wszystkimi.
RzuciĹ jej zabawkÄ, a ona pobiegĹa w podskokach, jakby goniĹa za kilogramem golonki.
UĹmiechnÄ Ĺ siÄ na ten widok i wszedĹ do kuchni. ByĹ juĹź po obiedzie, wiÄc trzeba byĹo siÄ jeszcze wzmocniÄ. Nocny pszczelarz podszedĹ do blatu i z pĂłĹeczki na sĹoikiem miodu zdjÄ Ĺ, maĹÄ , 120 ml ciemnÄ buteleczkÄ z kroplomierzem. ObrĂłciĹ siÄ na piÄcie i z szafki wyjÄ Ĺ 50 ml kieliszek z pĹaskim dnem. OtworzyĹ buteleczkÄ i zaczÄ Ĺ wlewaÄ, kropelka po kropelce, bursztynowy pĹyn do kielona. WiedziaĹ Ĺźe jak to wypije poczuje siÄ jak jeden z jego ulubionych postaci fantasy, Wiesiek zwany ĹowcÄ potworĂłw. ZacisnÄ Ĺ usta, przymruĹźyĹ powieki i siÄ przemĂłgĹ. PodniĂłsĹ szkĹo do ust i wypiĹ. I siÄ zaczÄĹo.
Na wszystkie trutnie Ĺwiata – syknÄ Ĺ przez zÄby.
Ostry, Ĺźywiczny smak rozlaĹ mu siÄ w ustach. Nalewka z propolisu odebraĹa mu dech na dwie sekundy, lecz szybko doszedĹ do siebie. CzuĹ jak ekstrakt z kitu pszczelego razem z alkoholem docierajÄ do komĂłrek w caĹym ciele, ale tak naprawdÄ czekaĹ na jedno uczucie, ktĂłre pojawiĹo siÄ po chwili. Jakby delikatny prÄ d przeszedĹ przez korÄ mĂłzgowÄ , uruchamiajÄ c uĹpione dotÄ d zmysĹy. WiedziaĹ Ĺźe, zwiÄ zki zawarte w tym produkcie, dorwaĹy siÄ do dupy bakteriom i wirusom, ktĂłre krÄ ĹźyĹy w kaĹźdym ludzkim organizmie, a zmysĹy czucia informowaĹy o zmianach w ciele. NadchodziĹo coĹ jeszcze. Tego siÄ obawiaĹ.
Blee – odbiĹo mu siÄ wĹaĹnie kotletem mielonym i ogĂłrkiem kiszonym. ĹťoĹÄ dek zaczÄ Ĺ pracowaÄ.
Organizm siÄ przystosowywaĹ. MĂłgĹ ruszaÄ to jaskini trolli.
Droga Cierpienia






ZszedĹ do piwnicy i zĹapaĹ za swojego stalowego rumaka. Czerwony szerszeĹ czekaĹ grzecznie na swojego jeĹşdĹşca. Na plecy zarzuciĹ plecak z ekwipunkiem, zaĹoĹźyĹ kask na gĹowÄ, wĹoĹźyĹ czarne rÄkawice, cofnÄ
Ĺ pomiÄdzy baĹaganem w piwnicy i ruszyĹ do wyjĹcia z garaĹźu. JednÄ
rÄkÄ
otworzyĹ bramÄ garaĹźowÄ
, a zaraz potem zgasiĹ ĹwiatĹo za sobÄ
.
Na dworze, jak to bywaĹo zimÄ
, powietrze byĹo gÄste od zapachĂłw unoszÄ
cych siÄ z kominĂłw, a w oknach widaÄ byĹo kontury ludzi schowanymi za zaciÄ
gniÄtymi roletami. WieczĂłr w tym mieĹcie zawsze byĹ taki sami. Niewiele osĂłb decydowaĹo siÄ na wyjĹcie na dwĂłr. Nie ze wzglÄdu na to Ĺźe byĹo zimno czy coĹ, lecz dlatego Ĺźe tryb “jestem zmÄczony i mam wszystko w Ĺźyci” byĹo popularnym sposobem spÄdzania wieczorĂłw.
OdpaliĹ tylne ĹwiatĹo, ktĂłre zaczÄĹo pracÄ, migajÄ
c co chwilÄ mocnym czerwonym ĹwiatĹem. PrzeĹoĹźyĹ nogÄ przez ramÄ i ruszyĹ w drogÄ.
Latarnie na jego drodze oĹwietlaĹy mu delikatnie ĹcieĹźkÄ, lecz postanowiĹ siÄ zatrzymaÄ przy cmentarzu i wĹÄ czyÄ przednie ĹwiatĹo. KÄ tem oka wychwyciĹ ruch na cmentarzu. WiedziaĹ Ĺźe coĹ siÄ kroi. To hieny cmentarne zaczynaĹy swoje nocne Ĺowy. Za dnia doroĹli ludzie i wzorowi obywatele, nocÄ zjawiali siÄ na cmentarzach i szukali ĹupĂłw. W marketowych reklamĂłwkach stwory chowaĹy wszelkie towary jakie znalazĹy na i przy grobach. ĹwieĹźe kwiaty, nowo odpalone Ĺwiece czy konewki do podlewania kwiatĂłw, nikt jednak nie wiedziaĹ po co tym stworom te bzdurne rzeczy. GdzieĹ w ciemnoĹciach sĹychaÄ byĹo jak te wieczorne bestie walczÄ miÄdzy sobÄ o jakÄ Ĺ zdobycz. ĹwidrujÄ ce piski dobiegĹy jego uszu i postanowiĹ ruszyÄ dalej. Nie zapaliĹ jednak przedniego ĹwiatĹa. Nie chciaĹ zwracaÄ na siebie uwagi. W koĹcu byĹ nocnym pszczelarzem, goĹciem od dziwnych nocnych deali i tÄpicielem rzeczy dziwnych, o ktĂłrych nikt nie przypuszczaĹ.
Pazerne Ĺajzy – syknÄ Ĺ w stronÄ hieny cmentarnej, ktĂłra wĹaĹnie daĹa znaÄ Ĺwiatu, Ĺźe zdobyĹa jakiĹ Ĺup i byĹa gĂłrÄ na innÄ hienÄ .
SunÄ Ĺ powoli na czerwonym szerszeniu. Przed rysowaĹa siÄ nim droga cierpienia, czyli podjazd pod gĂłrÄ, ktĂłre prowadziĹa w stronÄ jaskiĹ troli. CisnÄ Ĺ do przodu ile siĹ w nogach. W duchu przeklinaĹ sam siebie, Ĺźe nie dbaĹ o siebie bardziej i pomimo tego Ĺźe jechaĹ rĂłwno, jednym tempem, chciaĹby jechaÄ szybciej, bo juĹź w myĹlach planowaĹ jak wystartuje w jakimĹ nocnym wyĹcigu po lesie.
Hmmm. MoĹźe zorganizowaÄ taki wyĹcig po lesie z innymi. MoĹźe i – zamilkĹ w myĹlach, bo nagle po drugiej stronie drogi pojawiĹ siÄ biegacz. WyprzedziĹ pszczelarza bez najmniejszego problemu. BiegĹ z lekkoĹciÄ leĹnej driady, jakby byĹ sam na Ĺwiecie i liczyĹo siÄ tylko dobiegniÄcie do celu. Nocny pszczelarz westchnÄ Ĺ gĹÄboko, na widok wyprzedajÄ cego go biegacza,
No zajebiĹcie, brakuje mi jeszcze tylko Ĺźeby wyprzedziĹ mnie kaczor na komarku.
Gdy dojeĹźdĹźaĹ do koĹca drogi asfaltowej, po jego prawej stronie, pojawiĹo siÄ, zasnute w mgle lokalne schronisko. GdzieĹ w oknie na piÄtrze majaczyĹo ĹwiatĹo, a pobliskie drzewa schylaĹy swoje korony, smagane wiatrem. Nie posiadaĹy juĹź liĹci, bo byĹa juĹź zima, a porywiste wiatry zdarzaĹy siÄ tu coraz czÄĹciej. Na ziemi leĹźaĹ jeszcze gdzieniegdzie Ĺnieg ktĂłry pojawiĹ siÄ szybciej w tym roku.
RobiĹo sie późno.
Godzina 21:13 ĹlÄĹźaĹski las. Temperatura -5 stopni
Gdy mijaĹ schronisko zdawaĹo mu siÄ Ĺźe coĹ jest nie tak. CiemnoĹÄ zapadĹa juĹź wszÄdzie. Gwiazdy chowaĹy siÄ za chmurami, a ksiÄĹźyc zapodziaĹ siÄ chyba po drugiej stronie nocnego nieba, jednym sĹowem byĹo ciemno jak wiecie gdzie. WiedziaĹ Ĺźe noc nie bÄdzie naleĹźaĹa do krĂłtkich i przyjemnych. Czerwonego szerszenia zostawiĹ przypiÄtego do drzewa, mocnÄ
stalowÄ
linkÄ
i modliĹ siÄ Ĺźeby nikt go nie zauwaĹźyĹ, pomimo panujÄ
cych ciemnoĹci.
,Teraz musiaĹ siÄ skradaÄ i Ĺźeby byĹo weselej czekaĹa go wÄdrĂłwka do gĂłry. ZdjÄ
Ĺ plecak z plecĂłw, wyciÄ
gnÄ
Ĺ maĹy szklany kieliszek, ktĂłry mĂłgĹ powieĹÄ sobie na szyi. Z gĹÄbi wyciÄ
gnÄ
Ĺ jeszcze maĹÄ
buteleczkÄ z nalewkÄ
propolisowÄ
i znowu sobie polaĹ. Tak jak ostatnio, ostry Ĺźywiczny smak rozlaĹ siÄ po ciele, dostarczajÄ
c na poczÄ
tku mocnych wraĹźeĹ, a potem budzÄ
c niezwykĹe moce ukryte w ekstrakcie z propolisu. Niewiele osĂłb wiedziaĹo, jak go stosowaÄ, a jeszcze mniej osĂłb znaĹa moce tego specyfiku. Nocny pszczelarz wiedziaĹ, Ĺźe wĹaĹciwoĹci antybakteryjne, przeciwzapalne zawarte tym magicznym napoju dziaĹajÄ
cuda. SchowaĹ maĹÄ
buteleczkÄ do kieszeni, a z plecaka wyciÄ
gnÄ
Ĺ jeszcze maĹy 40 ml sĹoiczek z miodem. PogmeraĹ jeszcze w plecaku w poszukiwaniu ĹyĹźki, lecz nie mĂłgĹ jej namierzyÄ.
Na zgnilca zĹoĹliwego i inne dziadostwo – mruknÄ Ĺ i zanurzyĹ chĹodny palec w sĹoiku z miodem.
WiedziaĹ, Ĺźe tak nie nabiera siÄ miodu, bo moĹźe siÄ zepsuÄ i zaraziÄ bakteriami, ale teraz potrzebowaĹ energii. WciÄ
gnÄ
Ĺ wiÄc to co udaĹo mu siÄ nabraÄ, zakrÄciĹ sĹoik, chowajÄ
c go do plecaka.
SkradaĹ siÄ powoli, pomiÄdzy drzewami przypominajÄ
cymi upiorne postacie zastygĹe wieki temu w drzewie. Gdy maszerowaĹ do przodu myĹlaĹ juĹź o tym co bÄdzie gdy dotrze do trolli. Co im powie, jak ich zobaczy. Nie byĹ ulubieĹcem w tych stronach, ale znajomoĹÄ z trollami mogĹa kiedyĹ byÄ przydatna. Ich wielkie Ĺby byĹy caĹkowicie Ĺyse, a nosy, ktĂłrymi byĹy w stanie wywÄ
chaÄ kaĹźdy interes, byĹy koloru zielonego , a wyrastajÄ
ce z nich dĹugie na 10 cm wĹosy, przypominaĹy nieskoszony od 2 miesiÄcy trawnik. Te paskudne stworzenia mieszkaĹy, przyczajone w gĂłrskich jaskiniach. Ich Ĺwiat nie byĹ dostÄpny dla zwykĹych ludzi. Ĺťeby wkroczyÄ do ich jaskini, trzeba byĹo mieÄ ĹÄ
cznika. KogoĹ z zewnÄ
trz, kto wprowadzi do jaskini i ochroni przez zĹym spojrzeniem tych paskudnych stworzeĹ. Na szczÄĹcie on kogoĹ takiego miaĹ. MaĹego gnoma jaskiniowego, jednego z pomocnikĂłw trolli, ktĂłry pracowaĹ przy czyszczeniu latryn.
Szczyt Anielskiej gĂłry – okolice jaskini trolli. Temperatura jak na dworcu w kieleckim
Skryty miÄdzy skaĹami czekaĹ na szczycie gĂłry. Okoliczni mieszkaĹcy nazywali jÄ AnielskÄ GĂłra, inni GozdnicÄ , Dla niego byĹa peĹnÄ tajemnic gĂłrÄ . Pomimo tego Ĺźe nie byĹa ona wysoka, to wĹaĹnie ta niepozornoĹÄ sprawiĹa, Ĺźe w jej jaskiniach zagnieĹşdziĹy siÄ trolle. Od tego czasu okolica zaczÄĹa siÄ psuÄ. Z lasu zaczÄĹa znikaÄ dzika zwierzyna, a lokalna roĹlinnoĹÄ coraz bardziej cierpiaĹa. SpoĹeczeĹstwo nieĹwiadome zagroĹźenia ĹźyĹo w najlepsze, zakochane w tworzoksiÄ Ĺźkach czy innych cudach.
MinÄĹo sporo czasu zanim umĂłwiony gnom pojawiĹ siÄ na miejscu. Nocny pszczelarz zdÄ ĹźyĹ juĹź mocno przemarznÄ Ä i w duszy przeklinaĹ ten przenikliwy mrĂłz. Gnom, jak na gnoma przystaĹo nie byĹ zbyt wylewny. RozglÄ daĹ siÄ nerwowo, czy nie widaÄ w okolicy jeszcze kogoĹ kto mĂłgĹby ich podsĹuchiwaÄ. Gdy nabraĹ juĹź pewnoĹci, wyciÄ gnÄ Ĺ dĹugÄ 4 palczastÄ dĹoĹ i rzekĹ przez zÄby, wydychaÄ nieciekawÄ woĹ z gÄby.
Ĺowar, jesĹ ?
Nocny pszczelarz skinÄ Ĺ gĹowÄ i z plecaka wyjÄ Ĺ butelkÄ soku malinowego. PodaĹ go gnomowi, a ten otworzyĹ butelkÄ i ĹykÄ Ĺ. UpiĹ tylko trochÄ zaraz zakrÄcajÄ c butelkÄ.
Pouj 22
KiwnÄ Ĺ gĹowÄ i wskazaĹ palcem wejĹcie do jaskini, ktĂłre byĹo schowane za warstwÄ ciÄĹźkich gaĹÄzi. Gnom zostaĹ na zewnÄ trz, zapewne oddajÄ c siÄ rozkoszy konsumowania soku malinowego, a nocny pszczelarz przeciskajÄ c siÄ miÄdzy gaĹÄ ziami znikĹ w jaskini. I zdziwiĹ siÄ.
W jaskini na Ĺcianach wisiaĹy lampy, tlÄ c siÄ ciepĹym czerwonym ĹwiatĹem. Korytarze wydrÄ Ĺźone w jaskini wyglÄ daĹy jakby byĹy tu od zawsze. Na Ĺcianach wisiaĹy dziwne tablice, zapisane w jÄzyku trolli. Na czÄĹci z nich wisiaĹy mapy okolicy z zaznaczonymi punktami. W oddali sĹychaÄ byĹo gĹÄbokie basowe odgĹosy. DookoĹa panowaĹ zapach siarki i wyczuwalna byĹa wilgoÄ w powietrzu. OprĂłcz lamp na Ĺcianach zawsze dziwiĹo go coĹ jeszcze. Drzwi. W jaskini w ktĂłrej mieszkaĹy trolle, kaĹźdy miaĹ swoje pomieszczenie, pokĂłj w ktĂłrym przyjmowali “petentĂłw”.
Gdzie ten cholerny numer 22? – przeszedĹ jeszcze parÄ metrĂłw i zaraz za rogiem zobaczyĹ chowajÄ cÄ siÄ w mroku postaÄ. WolaĹ nie widzieÄ kto to. PoszedĹ dalej, czujÄ c czyjĹ oddech na plecach. Gdy dotarĹ do numeru 22, drzwi pokoju odtworzyĹy siÄ z hukiem.
Czego tu? ZgubiĹ siÄ, czy szuka czego? – warknÄ Ĺ gĹos z pokoju 22.
Pszczelarz przeĹknÄ Ĺ ĹlinÄ i wszedĹ do Ĺrodka. To byĹo biuro zarzÄ du trolli. WszedĹ w paszczÄ lwa. Za biurkiem siedziaĹy 3 wielkie trolle. Czy byĹy to trolice czy trolle nie wiedziaĹ. KaĹźde z nich byĹo jednakowo paskudne. ZapadniÄte oczy i faĹszywe uĹmiechy. Na Ĺcianach wisiaĹy gĹowy zwierzÄ t. JednÄ stronÄ Ĺciany zdobiĹy gĹowy jeleni i dzikĂłw, na ktĂłre padaĹy cienie wypchanych ptakĂłw z przeciwlegĹej strony.
KtoĹ ty i czego tu chciaĹ – zapytaĹ troll grubym gĹosem, pokazujÄ c przy okazji braki w uzÄbieniu. – No gadaj ludziu, bo niedĹugo pora karmienia, a koleĹźanki gĹodne.
Nocny pszczelarz uĹmiechnÄ Ĺ siÄ pogardliwie i poĹoĹźyĹ plecak na stole przed trollem. Sprawnym ruchem otworzyĹ go i wyjÄ Ĺ ze Ĺrodka duĹźy sĹoik miodu. PostawiĹ go przed nosem trolla. Paskudna bestia patrzyĹa na sĹoik w milczeniu. jakby nie rozumiejÄ c o czym mĂłwi nocny pszczelarz. NastaĹa chwila milczenia.
MoĹźemy udawaÄ Ĺźe to, nie Wy odpowiadacie na za wypuszczenie kornika drukarza do tego lasu – zaczÄ
Ĺ stanowczym gĹosem nocny pszczelarz – co doprowadziĹo wyciÄcia czÄĹci lasu, pod ktĂłrym sÄ
wasze siedziby, ale na sprowadzenie obcego miodu na ten teren na to siÄ nie zgodzÄ.
Troll podniĂłsĹ gĹowÄ i wziÄ
Ĺ sĹoik do rÄki. PrzechyliĹ go lekko w bok, a substancja w Ĺrodku powoli zaczÄĹa siÄ przelewaÄ na bok. Kolor miodu wpadaĹ w barwÄ zĹota, a etykieta na nim mĂłwiĹa Ĺźe ponoÄ jest miodem lipowy.
To miĂłd lipowy – rzekĹ sucho choÄ spokojnie troll.
MiĂłd? A moĹźe to sĹoik kisielu z ĹźurawinÄ
, albo stado pÄdzÄ
cych baranĂłw w smutne jesienne popoĹudnie. Nie? WiÄc moĹźe cnota cycatej panny z rybÄ
utracona nad czarnÄ
wodÄ
? No paskudny trollu powiedz mi co to jest? Widzisz jak trzÄsÄ siÄ z ciekawoĹci? – warknÄ
Ĺ gĹoĹno i stanowczo nocny pszczelarz, wyjmujÄ
c z kieszeni schowanÄ
wczeĹniej buteleczkÄ esencji propolisowej. Masz minutÄ na wytĹumaczenie, a później wyleje Ci to na twarz.
SkÄ
d wiesz Ĺźe to faĹszywy miĂłd i Ĺźe pochodzi od nas? – skomentowaĹ troll ze spokojem, nic nie robiÄ
sobie z pretensji czĹowieka.
Bo robotÄ trolla rozpoznam odrazu. Druga rzecz – pszczelarz siÄgnÄ
Ĺ znowu do plecaka i wyjÄ
Ĺ pudeĹko zapaĹek. WyrwaĹ trollowi miĂłd z rÄki. OtworzyĹ sĹoik i zanurzyĹ w nim zapaĹkÄ. PochyliĹ siÄ w stronÄ trolla i przyĹoĹźyĹ zapaĹkÄ do draski na pudeĹku i sprĂłbowaĹ odpaliÄ. SprĂłbowaĹ parÄ razy, lecz zapaĹka nie myĹlaĹa siÄ zapaliÄ.
To siÄ nazywa test zapaĹki – warknÄ
Ĺ pszczelarz – zapaĹka zanurzona w prawdziwym, nierozwodnionym miodzie, powinna siÄ zapaliÄ.
Wrrr wrrrr – troll zaĹmiaĹ siÄ w swoim stylu – Ot i dziĹ odkrywania wielkich tajemnic tego Ĺwiata! I co jeszcze? Zaraz jeszcze dowiem siÄ Ĺźe wĹrĂłd ludzi nie ma trolli? – Oczy trolla lekko siÄ przymknÄĹy, a dĹonie delikatnie siÄ zacisnÄĹy – A teraz znikaj sĹaby czĹowieczku, zanim stracÄ cierpliwoĹÄ.
Nocny pszczelarz wiedziaĹ, Ĺźe stÄ
pa po cienkim i kruchym lodzie. Jeszcze parÄ sĹĂłw, a ten cienki lĂłd pÄknie i grzeczne dotÄ
d trolle, pokaĹźÄ
swojÄ
prawdziwÄ
naturÄ. KoĹczyĹ mu siÄ czas. PrzekazaĹ trollom to co chciaĹ. Teraz juĹź wiedziaĹy Ĺźe ich niecne czyny ktoĹ widzi. Co z tym zrobiÄ
, czas pokaĹźe. SchowaĹ zapaĹki i zaĹoĹźyĹ plecaka na plecy. Nie poĹźegnaĹ siÄ, po prostu wyszedĹ. Gdy wychodziĹ z jaskini za jego plecami sĹychaÄ byĹo gĹoĹny rechot trolla z pokoju 22.
Na dworze nie byĹo juĹź Ĺladu po gnomie, wiÄc postanowiĹ ruszyÄ w dĂłĹ, w kierunku miejsca gdzie zostawiĹ czerwonego szerszenia. CzekaĹ na niego grzecznie w nietkniÄtym stanie. Gdy mijaĹ duĹźy parking, w oczy rzuciĹ mu siÄ dziwnie sprÄĹźynujÄ
cy samochĂłd z zaparowanymi szybami.
ByĹo juĹź późno, niczego nieĹwiadomi ludzi szli spaÄ, nie wiedzÄ
c Ĺźe na rynku pojawiĹ siÄ trefny towar. Ale czy na pewno o tym nie wiedzieli?
Dodaj komentarz